Wcale nie tak dawno temu,
w zwyczajnym mieście, trzy ulice dalej od centrum, w parku za drzewami
znajdował się niewielki sklepik. W owym sklepiku sprzedawczyni była bardzo
młoda, wyglądała na niespełna siedemnaście lat. Była to dziewczyna o różanych policzkach
i promiennym, serdecznym uśmiechu. Właśnie układała nową kolekcje zimową dla
ludzi biznesu – takim mianem określała swoich klientów w rozmowach z
przyjaciółkami. Miała sporo racji, nie każdego było stać na to by kupić tam
choć krawat, czy spinki do mankietów. Tego dnia jednak przyszło jej obsłużyć
dziwnego klienta, był to mężczyzna około trzydziestki. W jego wyglądzie nie
było nic nadzwyczajnego, nic co by go wyróżniało od innych przeciętnych
mężczyzn.
Kasia, bo tak miała na imię sprzedawczyni szczerze wątpiła czy ten facet ma wystarczającą ilość pieniędzy na zakup garnituru który właśnie mierzył. Jednak było w nim coś dziwnego, być może było to spojrzenie które wiało chłodem i przeszywało niemalże na wskroś, a może była to kamienna twarz bez uśmiechu. Zapewne to wszystko składało się w całości na jego dziwactwo, ale najbardziej zaskoczyło ją to, że on cały czas patrzy przez szybę wystawy i odwleka podjęcie decyzji między purpurowym garniturem, który zakłada młodzież z bogatego domu na studniówki, a dostojnym grafitem na każdą okazje.
Kasia, bo tak miała na imię sprzedawczyni szczerze wątpiła czy ten facet ma wystarczającą ilość pieniędzy na zakup garnituru który właśnie mierzył. Jednak było w nim coś dziwnego, być może było to spojrzenie które wiało chłodem i przeszywało niemalże na wskroś, a może była to kamienna twarz bez uśmiechu. Zapewne to wszystko składało się w całości na jego dziwactwo, ale najbardziej zaskoczyło ją to, że on cały czas patrzy przez szybę wystawy i odwleka podjęcie decyzji między purpurowym garniturem, który zakłada młodzież z bogatego domu na studniówki, a dostojnym grafitem na każdą okazje.
– Myśli pani, że będę
miał jakiś pogrzeb w rodzinie w najbliższym czasie, a konkretnie tym sezonie
zimowym? – zapytał, a jego głos był zimniejszy od jego wzroku.
– A to ma jakieś
znaczenie proszę pana? – zapytała siląc się na uprzejmy ton, bez wyrazu strachu
i lęku.
– Jeśli umiałbym czytać w
myślach stwierdziłbym, że pani marzy o tym bym opuścił już to pomieszczenie, w
którym oboje się znajdujemy, oraz to, że pani nie chce więcej klientów mojego
pokroju. Jednak nie umiem czytać w myślach więc odwarze się postawić pani
jeszcze jedno pytanie. Lepiej mi we fiolecie, czy szarym? – zapytał zakładając
na jedno ramię purpurową marynarkę, a na drugie grafitową.
– Jeśli to miałoby ode
mnie zależeć, to lepiej panu w graficie, bardziej odpowiada to pańskiemu
wiekowi – odpowiedziała.
– Ale purpurowy jest
droższy, nie dostaje pani czasem premii… – na chwilę przerwał, a jego wzrok
kątem oka odbił w lewo na szybę wystawową za którą mieściła się ulica, a po
przeciwnej stronie szkoła podstawowa imienia Bohaterów Westerplatte. Przez
chwilę wydawało mu się, że ją widzi, jednak nie. To nie mogła być ona.
– Jak już zacząłem czy
nie dostaje pani czasem premii za sprzedaż ponad cenę przystępną? – dokończył
swoje pytanie i spojrzał na nią tym zimnym jak lód wzrokiem.
– Jeśli panu zależy na
najwyższej cenie to mogę znaleźć grafitowy model w cenie trzykrotnie wyższej
niż purpurowy – odpowiedziała tonem dającym mu do zrozumienia, że ma go dość.
– W takim razie poproszę
– odpowiedział, a jej oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek.
– Prosi pan o grafitowy?
– upewniła się i wskazała dłonią na garnitur leżący na sofie, która była do
dyspozycji klientów.
– Tak, ale nie o ten, a o
ten droższy – odpowiedział i uśmiechnął się do niej, a ten uśmiech rozjaśnił
jego wzrok na tyle, że jego spojrzenie stało się dla niej nie tylko znośne, ale
i przyjemne.
– Jak pan sobie życzy –
odpowiedziała.
– Mam tylko pytanie, czy
na paragonie znajduje się data i godzina zakupu? – upewnił się, a ją to pytanie
bardzo zdziwiło.
– Tak – odpowiedziała.
– W takim razie proszę od
razu zapakować, nie będę mierzył bo wierze w pani zdolności. Teraz jednak
jestem zmuszony przeprosić i na momencik wyjść. Mój bratanek właśnie wyszedł ze
szkoły, a chciałbym mu podać prezent urodzinowy. Jestem w nienajlepszych
relacjach z bratem – wyjaśnił i udał się do drzwi wyjściowych.
Mężczyzna wrócił po
zapakowany garnitur tak jak obiecał ekspedientce. Poprosił jeszcze o dobranie
do niego dwóch koszul i czterech krawatów. Zapłacił kartą bankomatową z
debetem. Rachunek wskazywał 4500 zł. Mężczyzna schował go zapobiegawczo do
kieszeni i z miłym uśmiechem oddalił się w stronę wyjścia.
– A może zechciałaby się
pani ze mną umówić? – zapytał niezwykle ciepłym i uprzejmym tonem, jak na
niego.
– Dziękuje za propozycje,
ale mam męża – odpowiedziała młoda dziewczyna.
– Szczęściarz z niego. No
cóż, będę leciał. Życzę wszystkiego najlepszego w święta i w nadchodzącym nowym
roku – odrzekł i chwycił za klamkę.
– Nawzajem –
odpowiedziała po chwili, ponieważ czuła się niezwykle zmieszana. Naglę
zapragnęła go zapytać chociaż o imię, wejrzała się na zatrzaskujące drzwi. Jego
już nie było w sklepie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz